top of page

Podróż wewnętrzna - Bali

Poleciałam na miesiąc na Bali, aby spełnić moje długo kiełkujące marzenie o kursie nauczycielskim vinyasa jogi. Marzyłam o tym tak długo, że w mojej głowie zdążyłam przeżyć dzień po dniu balijskiej przygody kilkakrotnie. Co jednak zaskoczyło mnie w realu, czego nie przewidziałam w swojej wyobraźni?


Typowa Ja

Z natury jestem osobą, która nie wysiedzi długo na kanapie, zawsze szukam nowych wyzwań, wytrwale dążę do celu i mam w sobie spore pokłady motywacji i samodyscypliny. Wyniosłam to z domu - najpierw obowiązki, potem przyjemności. Moja dotychczasowa praktyka jogi - mocno fizyczna, bez większych kompromisów - odzwierciedla małego wojownika. Poza tym uwielbiam przygody. Dlatego kurs nauczycielski jogi w formie 200h skondensowanych w miesiąc, po angielsku, w Indonezji podczas polskiej zimy spełniał wszystkie kryteria moich marzeń.


Odkładając grosz do grosza, w mojej głowie codziennie choć na kilka minut byłam już na macie, patrząc na ryżowe pola. Wypełniając kwestionariusz uczestnictwa zadawałam sobie pytanie, czy na pewno 5 lat praktyki wystarczy? Czy ja w ogóle mogę zostać nauczycielem, skoro wciąż tkwię w pierwszej serii ashtangi? Czy uda mi się wreszcie wejść w pełni do supta kurmasany kiedy wrócę? W rzeczywistości oczywiście moje wewnętrzne obawy okazały się zupełnie źle ulokowane.



Kurs nauczycielski jogi

200h RYTT (Registered Yoga Teacher Training) w Canggu, z The Peaceful Warriors, okazał się ani sielskim retreat-em, ani sportowym bootcamp-em. Był to kurs jogiczny w całym wymiarze. Dla mnie totalnie przewyższył oczekiwania. Spojrzałam na jogę z każdej możliwej strony. Przez miesiąc, 6 dni w tygodniu od 7 rano do wieczora moja głowa totalnie puchła od wiedzy. Byliśmy w najlepszych rękach jeśli chodzi o kadrę nauczycielską. Atmosfera, klimat i miejsce - nie mogłam sobie tego lepiej wymarzyć.



Nasza grupa na kursie liczyła prawie 30 osób, a każda z innego zakątka świata. Dzień rozpoczynaliśmy pobudką przed wschodem słońca, aby stanąć na macie o poranku. Na początek ok. 2,5 godziny praktyki vinyasa lub hatha jogi, potem vege śniadanko oraz 2 godziny zajęć teoretycznych - najczęściej anatomia, odżywianie albo wykłady o ośmioczłonowej ścieżce jogi. Po południu wracaliśmy na matę na tzn. yoga lab, czyli warsztaty skupione na metodologi nauczania poszczególnych asan. Te zajęcia z początku najbardziej mnie stresowały, ale z czasem uświadomiłam sobie, że potrafię prowadzić zajęcia po angielsku! Dzień kończyliśmy drugim wykładem, yin yogą albo prowadzoną medytacją. I tak 6 dni w tygodniu... aż przychodził piątek - dla mnie czas na eksplorowanie wyspy.



Fizycznie zajęcia oczywiście były mocno wymagające, lecz na to byłam gotowa, wręcz tego oczekiwałam ;) Trudność, irytacja, a czasem bezsilność przyszły z innej strony. Szybko okazało się, że to właśnie głęboka, wolna, w pełni skupiona praktyka jest dla mnie większym wyzwaniem, niż dynamiczne wygibasy. Trudniej jest mi odpuścić, niż się naginać. Stanie na głowie było znacznie prostsze niż długi oddech. Dynamiczna vinyasa była mniejszym wysiłkiem, niż medytacja. Zarządzanie projektem w pracy przychodzi mi łatwiej, niż otwarcie się przed jednym, nowym człowiekiem. Trudniej mi wytrzymać godzinę na yin jodze, niż zrobić całą serię ashtangi!



Yoga Sutras II.44

“Study thy self, discover the divine”


Lekcja na życie

Bywa niełatwo czasami wyjść ze swojej strefy komfortu i spojrzeć na siebie z boku. Jak często masz okazję włączyć wewnętrzne oko? To długi proces. Przyznam, że mi wyłączenie cichego monologu w głowie zajmuje koszmarnie długo. Nie wygodne było przyznać się do tego. Nie podejrzewałam, że to właśnie spokój i cisza stanie się moim wyzwaniem na tym kursie. Ten miesiąc jednak otworzył mi głowę i wyciągnęłam kilka lekcji.


Anatomia - każdy jest inny. Czasem fakt, że nie możesz założyć nogi za głowę, wynika z Twojej anatomii, nie z faktu, że za mało ćwiczysz. Wiedza jak pracuje ciało jest ważniejsza niż nazwy wszystkich mięśni.


Odżywianie - Twoje samopoczucie i zdrowie zaczyna się na talerzu. Trzeba karmić się z miłości do siebie, nie z nienawiści do swojego ciała.


Vinyasa yoga - Ważne są odczucia, proces i droga, a nie koniecznie dotarcie do celu.

Joga jest dla każdego, bez względu na wiek, rozmiar, czy elastyczność.


Hatha yoga - medytacja jest prawdziwym big-life-changer-em. Asany i pranayama to tylko przygotowanie do medytacji.


Yin yoga - odpuszczanie ma czasem większą siłę niż walka. Mamy prawo do odpoczynku, zadbania o siebie. Nie musimy ciągle gdzieś gonić, bo wówczas nie widzimy co nam ucieka.


Ayurveda - każdy z nas składa się z trzech dosz, ale jedna jest dominująca. Warto jest zdefiniować siebie, poznać swoją doszę. Nie po to jednak, aby mieć się jak tłumaczyć z niewygodnych przyzwyczajeń, a po to aby umieć zbalansować swoją naturę.


Ścieżka jogi - ta lekcja od powrotu z Bali odbywa się we mnie codziennie, dlatego dziś ciężko mi napisać wnioski.



Yoga Sutras 2:41

When your body is cleansed, your mind purified and your senses are controlled, you experience the joyful awareness that enables you to realise your inner self ”



bottom of page